Para: Lurco
Rodzaj: Psychologiczny, może lekki dramat
(ale bez żadnych samobójstw)
Miejsce akcji: Buenos Aires (mam nadzieję,
że może być i nie będziesz zła :>)
że może być i nie będziesz zła :>)
Czas akcji: Listopad, ma padać i być chłodno
Uwagi: Ludmiła wiecznie radosna i urocza dziewczyna
z mnóstwem znajomych.
Marco spokojny i małomówny chłopak, którego
najlepszym przyjacielem jest gitara.
W pewnym momencie muszą pobyć ze sobą dłuższą chwilę czasu.
Na początku nie mogą znaleźć wspólnego języka, aż w końcu dzieję
się coś niezwykłego.
Może być Happy lub Sad end.
Zamawiająca: Pingwinek Jula
Z góry chcę przeprosić, bo ja nie potrafię pisać psychologicznych ;-;
I to wcale nie wyszedł ani psychologiczny, anie dramat ;-; Sorka♥
I to wcale nie wyszedł ani psychologiczny, anie dramat ;-; Sorka♥
~*~
Przetarłem zaspane oczy. Leniwie podniosłem się do pozycji siedzącej i cicho westchnąłem.
Kolejny nudny dzień. ~ pomyślałem.
Podszedłem do szafy i wyciągnąłem z niej koszule w czerwoną kratę i czarne rurki. Wszedłem do łazienki. Ciuchy położyłem na blacie obok umywalki. Odkręciłem wodę i przemyłem twarz letnią wodą. Umyłem zęby i nadałem jakiś wygląd moim włosom.
~*~
Wstałam uśmiechnięta, coś czuję, że dzisiaj będzie miły dzionek. Podeszłam do okna i mój humor momentalnie się zmienił. Pada, co ja gadam? Leje, jak jeszcze chyba nigdy. Z grymasem na twarzy podeszłam do szafy. Wyciągnęłam z niej rurki w panterkę i czarną koszulkę z małą, złotą kieszonką. Skierowałam się do łazienki, w której wzięłam szybki prysznic, zrobiłam lekki makijaż, rozczesałam moje włosy i ubrałam się.
Gotowa weszłam do kuchni, w której krzątała się Ivette.
-Dzień dobry. - przywitałam się z nią siadając przy stoliku.
-Dzień dobry córciu. - postawiła talerz z tostami i sok pomarańczowy przede mną.
-Gdzie Greg? - zapytałam wcinając tosta.
-Skarbie, proszę mów na niego tato. - uśmiechnęła się do mnie.
-Przepraszam Ivette, ale nie jestem jeszcze przyzwyczajona. - spojrzałam na nią. Ta tylko westchnęła i usiadła obok mnie.
-Musiał pojechać wcześniej do pracy. - oznajmiła i zaczęła mieszać swoją kawę.
-Iv, proszę nie złość się na mnie. - złapałam jej rękę w niedźwiedzim uścisku. -Dopiero dwa lata z wami mieszkam. Ciężko mi się przyzwyczaić.
-Nic się nie stało. - spojrzała na mnie. -Dobra, jedz i odwiozę cię do szkoły, bo dzisiaj się rozpadało.
~*~
Wszedłem do szkoły i od razu skierowałem się do szatni, aby zostawić mokrą kurtkę. Kiedy wchodziłem, jak to zwykle ja, musiałem na kogoś wpaść.
-Przepraszam. - usłyszałem damski głos.
-Nic się nie stało. - mruknąłem i ominąłem blondynkę. Zawiesiłem kurtkę w odpowiedniej klasie i na odpowiednim numerku.
Usiadłem na pufie przed aulą i czekałem na dzwonek. Nagle drzwi się otworzyli i weszła przez nie grupka przyjaciół.
Pierwsza szła uśmiechnięta blondynka trzymając za rękę wysokiego bruneta. Zaraz za nimi szła brunetka, która ukradkiem patrzyła na zielonookiego chłopaka. A obok nich szła jeszcze jedna dziewczyna z grymasem na twarzy i chyba jej chłopak, bo jak powiedział jej coś na ucho to była cała w skowronkach. I szła za nimi jeszcze czwórka osób, dwie dziewczyny i dwóch chłopaków.
Uśmiechnąłem się, kiedy usłyszałem dzwonek.
~*~
-Witajcie dzieciaki. - przywitała się z nami wysoka, farbowana blondynka.
-Cześć Angie. - odburknęli jej.
-Chyba nie macie dzisiaj humorów przez tą pogodę co?
-No zobacz na to niebo. - wskazał załamany Verdas. Zaśmialiśmy się.
-No tak Leonie, nie wygląda najlepiej. - przyznała mu rację. -No nie ważne! - klasnęła w ręce. -Zaczniemy od rozgrzania strun głosowych. Brrrr. - zaczęła wydawać dziwne dźwięki, a my po niej powtarzaliśmy.
-Dobra, a teraz może ktoś nam coś zaśpiewa? - zapytała klasy. -Marco? - chłopak wybudził się z zamyśleń.
-Co? - zapytał.
-Zaśpiewasz coś? - uśmiechnęła się w jego stronę.
-Nie chce mi się. - wzruszył ramionami. Zmarszczyłam brwi. Pierwszy raz widzę, żeby ktoś odmówił zaśpiewania.
-Ja mogę! - zgłosił się mój chłopak.
-Zapraszam Federico. - uśmiechnęła się. Wziął do ręki gitarę i już wiedziałam co będzie śpiewał.
-Non so se va bene.
Non so se non va.
Non so se tacere.
O dirtelo ma..
Le cose che sento.
Qui dentro di me.
Me fanno pensar.
Che lamore e cosi.
[...]
-Ślicznie. - skomentowała. Federico zajął swoje miejsce i przyciągnął do siebie.
-Dziękuję, bo wiem, że śpiewałeś dla mnie. - szepnęłam mu do ucha.
-Ej, amory na przerwie. - przerwała nam Angie. -Mam dla was zadanie.
-Jakie? - zaciekawiła się Violetta.
-Dobiorę was w pary i będziecie musieli napisać piosenki.
-No to dobieraj. - pospieszył ją Maxi.
-No już, spokojnie. - zaśmiała się. Wyciągnęła notes ze swojej torebki i otworzyła prawie, że na środku. -No więc Francesca jest z Leonem, Maxi jest z Camilą, Broduey jest z Violettą, Natalia jest z Federico, Ludmiła jest z Marco, Diego jest z Gery.
-A dlaczego nie mogę być z Leonem? - zapytała Viola.
-Bo chce żebyście nauczyli się pracować też z innymi, a nie tylko z niektórymi.
-Przecież..
-Vils nie warto i tak nie zmieni zdania. - otulił ją ramieniem i przyciągnął do siebie. Nadal nie mogę uwierzyć w to, że są tylko najlepszymi przyjaciółmi.
~*~
-Hej, Marco! - usłyszałem swoje imię. Zatrzymałem się i odwróciłem w tamtą stronę. -Kiedy masz czas wolny? - zapytała blondynka. -No wiesz, żeby napisać piosenkę. - wzruszyłem ramionami i odszedłem od niej. -No ej! - podbiegła do mnie.
-Co? - zapytałem od niechcenia. Odkąd zabrali mi moją siostrę jestem naprawdę nie w humorze.
-Ja się serio pytam. Kiedy?
-Dzisiaj po siedemnastej. - odburknąłem.
-Ja dzisiaj nie mogę. - odpowiedziała.
-To nie wiem kiedy.
-Ale to tylko zakupy więc mogę je odłożyć na kiedy indziej, żeby mieć szybciej piosenkę.
-Ok.
-To podasz mi adres?
-No. - wziąłem od dziewczyny długopis i kartkę, i napisałem adres zamieszkania.
-Ok, to do później. - uśmiechnięta pobiegła w stronę swoich przyjaciół.
~*~
Poprawiłam fryzurę, którą popsuł mi ten cholerny deszcz. Cały dzień pada, no ludzie!
-Jestem! - krzyknęłam, kiedy byłam już w środku.
-Lu, chodź na chwilę do salonu! - usłyszałam. Ściągnęłam szybko buty i płaszcz, i skierowałam się do salonu. Na beżowym komplecie siedzieli moi 'rodzice' i jakaś starsza pani.
-Dzień dobry? - przywitałam się niepewnie.
-Nareszcie mogę cię poznać. - podbiegła do mnie i przytulia. Stałam jak wryta.
-Kim pani jest? - zapytałam odchodząc od niej o krok.
-Jestem Elizabeth Brook. Jestem twoją babcią.
-Co? - zapytałam.
-No tak. - uśmiechnęła się do mnie.
-Spoko, ale ja i tak nie będę mówić do ciebie babciu. - ominęłam ją i pobiegłam do swojego pokoju.
Podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej koszulę w czerwono-czarną kratę i czarne rurki. Wysuszyłam mokre włosy i związałam je w kucyka. Poprawiłam makijaż robiąc ostatnie pociągnięcie tuszem. Do torebki schowałam zeszyt z nutami i klucze. Telefon włożyłam do tylnej kieszeni spodni. Założyłam botki na niskim obcasie i założyłam płaszcz. Wyszłam z pokoju i nie informując gdzie idę po prostu wyszłam.
~*~
Od godziny próbuję ułożyć jakąś radosną piosenkę, ale nie potrafię. Za bardzo tęsknie ze moją siostrą. Tak bardzo mi jej brakuje.
Usłyszałem ciche pukanie w drzwi.
-Proszę. - mruknąłem. Do środka weszła Ludmiła.
-Hejka. - uśmiechnęła się.
-No. - odburknąłem.
-To zabieramy się do pracy? - zapytała.
-No. - odłożyłem gitarę i podszedłem do biurka po zeszyt ze starymi nutami.
-To ty? - wskazała na zdjęcie stojące na komodzie.
-Ta.
-A to? - wskazała na nią.
-Moja siostra. - mruknąłem.
Stała wpatrzona w ten obrazek, a ja nie wiedziałem co powiedzieć.
-A co się z nią stało?
-Nie ważne.
-Proszę powiedz. - odwróciła głowę w moją stronę. Te oczy.
-Nie, bierzmy się do pracy.
~*~
Usiadłam na swoim łóżku i przyglądałam się temu samemu zdjęciu co wisiało u Marco. Czy to możliwe, że to mój brat? No chyba tak, skoro ma to samo zdjęcie.
-Ludmi? - do pokoju weszła wysoka brunetka o przyjaznych piwnych oczach.
-Hej Vils. - uśmiechnęłam się do niej.
-Co jest? - usiadła na brzegu łóżka.
-Nic, byłam u Marco i on miał to zdjęcie, czaisz? - pokazałam jej fotografię.
-No to co?
-On może być moim bratem. - odpowiedziałam smutno.
-To ty masz brata?
-Vils, mówiłam ci, że przed tym jak trafiłam do domu dziecka miałam rodzinę. - mruknęłam.
-A tak, sorka. - uśmiechnęła się smutno. -Zapytaj go. Porozmawiaj z nim. Skoro to on, to na co czekasz? - zapytała.
-No nie wiem. Bo mój brat był wesoły, uśmiechnięty i lubił rozmawiać z ludźmi, a Marco jest jego przeciwieństwem.
-Może zamknął się w sobie po tym, jak trafiłaś do domu dziecka.
-Nie wiem. - westchnęłam.
~*~
-Marco wychodzimy z ojcem do La Ventana. - poinformowała mnie matka.
-Mamo?
-Hmm?
-Dlaczego Ludmiły już z nami nie ma? - zapytałem.
-Skarbie, mówiliśmy ci, że wtedy nie mieliśmy pieniędzy na wychowywanie dwójki dzieci. Ledwo starczyło nam na jedzenie, a co dopiero na wyżywienie i ubranie dzieci. Do tego dochodziły pieniądze na szkołę.
-Aha. - wróciłem do swojego pokoju. Wziąłem do ręki gitarę i zacząłem grać moją i Ludmiły piosenkę.
Friends till the end, never break, never bend
Friends understand, make you smile, hold your hand..
-Marco. - do pokoju weszła Ludmiła.
-Jak tu weszłaś?
-Twoja mama mnie wpuściła.
-Po co przyszłaś? - odłożyłem gitarę.
-Jestem twoją siostrą.
-Co?
-Jestem Ludmiła, ty jesteś Marco, mamy te same zdjęcia. - wyciągnęła fotografię i pokazała mi ją. Rzeczywiście była identyczna, jak moja.
-Ale jak?
-Marco, to ja. - kąciki moich ust drgnęły lekko w górę.
-Ludmi. - przygarnąłem ją do siebie.
-Marco. - szepnęła wtulając się we mnie bardziej.
_______
DUPA!
Wgl mi się nie podoba ;-;
Wgl nie wiem, czy tak może być, czy nie.
Taki żałosny mi wyszedł xdd
Przepraszam :> <3
Mam nadzieję, że ci się Julio spodoba ;3
Kocham♥♥
Ola.
Gotowa weszłam do kuchni, w której krzątała się Ivette.
-Dzień dobry. - przywitałam się z nią siadając przy stoliku.
-Dzień dobry córciu. - postawiła talerz z tostami i sok pomarańczowy przede mną.
-Gdzie Greg? - zapytałam wcinając tosta.
-Skarbie, proszę mów na niego tato. - uśmiechnęła się do mnie.
-Przepraszam Ivette, ale nie jestem jeszcze przyzwyczajona. - spojrzałam na nią. Ta tylko westchnęła i usiadła obok mnie.
-Musiał pojechać wcześniej do pracy. - oznajmiła i zaczęła mieszać swoją kawę.
-Iv, proszę nie złość się na mnie. - złapałam jej rękę w niedźwiedzim uścisku. -Dopiero dwa lata z wami mieszkam. Ciężko mi się przyzwyczaić.
-Nic się nie stało. - spojrzała na mnie. -Dobra, jedz i odwiozę cię do szkoły, bo dzisiaj się rozpadało.
~*~
Wszedłem do szkoły i od razu skierowałem się do szatni, aby zostawić mokrą kurtkę. Kiedy wchodziłem, jak to zwykle ja, musiałem na kogoś wpaść.
-Przepraszam. - usłyszałem damski głos.
-Nic się nie stało. - mruknąłem i ominąłem blondynkę. Zawiesiłem kurtkę w odpowiedniej klasie i na odpowiednim numerku.
Usiadłem na pufie przed aulą i czekałem na dzwonek. Nagle drzwi się otworzyli i weszła przez nie grupka przyjaciół.
Pierwsza szła uśmiechnięta blondynka trzymając za rękę wysokiego bruneta. Zaraz za nimi szła brunetka, która ukradkiem patrzyła na zielonookiego chłopaka. A obok nich szła jeszcze jedna dziewczyna z grymasem na twarzy i chyba jej chłopak, bo jak powiedział jej coś na ucho to była cała w skowronkach. I szła za nimi jeszcze czwórka osób, dwie dziewczyny i dwóch chłopaków.
Uśmiechnąłem się, kiedy usłyszałem dzwonek.
~*~
-Witajcie dzieciaki. - przywitała się z nami wysoka, farbowana blondynka.
-Cześć Angie. - odburknęli jej.
-Chyba nie macie dzisiaj humorów przez tą pogodę co?
-No zobacz na to niebo. - wskazał załamany Verdas. Zaśmialiśmy się.
-No tak Leonie, nie wygląda najlepiej. - przyznała mu rację. -No nie ważne! - klasnęła w ręce. -Zaczniemy od rozgrzania strun głosowych. Brrrr. - zaczęła wydawać dziwne dźwięki, a my po niej powtarzaliśmy.
-Dobra, a teraz może ktoś nam coś zaśpiewa? - zapytała klasy. -Marco? - chłopak wybudził się z zamyśleń.
-Co? - zapytał.
-Zaśpiewasz coś? - uśmiechnęła się w jego stronę.
-Nie chce mi się. - wzruszył ramionami. Zmarszczyłam brwi. Pierwszy raz widzę, żeby ktoś odmówił zaśpiewania.
-Ja mogę! - zgłosił się mój chłopak.
-Zapraszam Federico. - uśmiechnęła się. Wziął do ręki gitarę i już wiedziałam co będzie śpiewał.
-Non so se va bene.
Non so se non va.
Non so se tacere.
O dirtelo ma..
Le cose che sento.
Qui dentro di me.
Me fanno pensar.
Che lamore e cosi.
[...]
-Ślicznie. - skomentowała. Federico zajął swoje miejsce i przyciągnął do siebie.
-Dziękuję, bo wiem, że śpiewałeś dla mnie. - szepnęłam mu do ucha.
-Ej, amory na przerwie. - przerwała nam Angie. -Mam dla was zadanie.
-Jakie? - zaciekawiła się Violetta.
-Dobiorę was w pary i będziecie musieli napisać piosenki.
-No to dobieraj. - pospieszył ją Maxi.
-No już, spokojnie. - zaśmiała się. Wyciągnęła notes ze swojej torebki i otworzyła prawie, że na środku. -No więc Francesca jest z Leonem, Maxi jest z Camilą, Broduey jest z Violettą, Natalia jest z Federico, Ludmiła jest z Marco, Diego jest z Gery.
-A dlaczego nie mogę być z Leonem? - zapytała Viola.
-Bo chce żebyście nauczyli się pracować też z innymi, a nie tylko z niektórymi.
-Przecież..
-Vils nie warto i tak nie zmieni zdania. - otulił ją ramieniem i przyciągnął do siebie. Nadal nie mogę uwierzyć w to, że są tylko najlepszymi przyjaciółmi.
~*~
-Hej, Marco! - usłyszałem swoje imię. Zatrzymałem się i odwróciłem w tamtą stronę. -Kiedy masz czas wolny? - zapytała blondynka. -No wiesz, żeby napisać piosenkę. - wzruszyłem ramionami i odszedłem od niej. -No ej! - podbiegła do mnie.
-Co? - zapytałem od niechcenia. Odkąd zabrali mi moją siostrę jestem naprawdę nie w humorze.
-Ja się serio pytam. Kiedy?
-Dzisiaj po siedemnastej. - odburknąłem.
-Ja dzisiaj nie mogę. - odpowiedziała.
-To nie wiem kiedy.
-Ale to tylko zakupy więc mogę je odłożyć na kiedy indziej, żeby mieć szybciej piosenkę.
-Ok.
-To podasz mi adres?
-No. - wziąłem od dziewczyny długopis i kartkę, i napisałem adres zamieszkania.
-Ok, to do później. - uśmiechnięta pobiegła w stronę swoich przyjaciół.
~*~
Poprawiłam fryzurę, którą popsuł mi ten cholerny deszcz. Cały dzień pada, no ludzie!
-Jestem! - krzyknęłam, kiedy byłam już w środku.
-Lu, chodź na chwilę do salonu! - usłyszałam. Ściągnęłam szybko buty i płaszcz, i skierowałam się do salonu. Na beżowym komplecie siedzieli moi 'rodzice' i jakaś starsza pani.
-Dzień dobry? - przywitałam się niepewnie.
-Nareszcie mogę cię poznać. - podbiegła do mnie i przytulia. Stałam jak wryta.
-Kim pani jest? - zapytałam odchodząc od niej o krok.
-Jestem Elizabeth Brook. Jestem twoją babcią.
-Co? - zapytałam.
-No tak. - uśmiechnęła się do mnie.
-Spoko, ale ja i tak nie będę mówić do ciebie babciu. - ominęłam ją i pobiegłam do swojego pokoju.
Podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej koszulę w czerwono-czarną kratę i czarne rurki. Wysuszyłam mokre włosy i związałam je w kucyka. Poprawiłam makijaż robiąc ostatnie pociągnięcie tuszem. Do torebki schowałam zeszyt z nutami i klucze. Telefon włożyłam do tylnej kieszeni spodni. Założyłam botki na niskim obcasie i założyłam płaszcz. Wyszłam z pokoju i nie informując gdzie idę po prostu wyszłam.
~*~
Od godziny próbuję ułożyć jakąś radosną piosenkę, ale nie potrafię. Za bardzo tęsknie ze moją siostrą. Tak bardzo mi jej brakuje.
Usłyszałem ciche pukanie w drzwi.
-Proszę. - mruknąłem. Do środka weszła Ludmiła.
-Hejka. - uśmiechnęła się.
-No. - odburknąłem.
-To zabieramy się do pracy? - zapytała.
-No. - odłożyłem gitarę i podszedłem do biurka po zeszyt ze starymi nutami.
-To ty? - wskazała na zdjęcie stojące na komodzie.
-Ta.
-A to? - wskazała na nią.
-Moja siostra. - mruknąłem.
Stała wpatrzona w ten obrazek, a ja nie wiedziałem co powiedzieć.
-A co się z nią stało?
-Nie ważne.
-Proszę powiedz. - odwróciła głowę w moją stronę. Te oczy.
-Nie, bierzmy się do pracy.
~*~
Usiadłam na swoim łóżku i przyglądałam się temu samemu zdjęciu co wisiało u Marco. Czy to możliwe, że to mój brat? No chyba tak, skoro ma to samo zdjęcie.
-Ludmi? - do pokoju weszła wysoka brunetka o przyjaznych piwnych oczach.
-Hej Vils. - uśmiechnęłam się do niej.
-Co jest? - usiadła na brzegu łóżka.
-Nic, byłam u Marco i on miał to zdjęcie, czaisz? - pokazałam jej fotografię.
-No to co?
-On może być moim bratem. - odpowiedziałam smutno.
-To ty masz brata?
-Vils, mówiłam ci, że przed tym jak trafiłam do domu dziecka miałam rodzinę. - mruknęłam.
-A tak, sorka. - uśmiechnęła się smutno. -Zapytaj go. Porozmawiaj z nim. Skoro to on, to na co czekasz? - zapytała.
-No nie wiem. Bo mój brat był wesoły, uśmiechnięty i lubił rozmawiać z ludźmi, a Marco jest jego przeciwieństwem.
-Może zamknął się w sobie po tym, jak trafiłaś do domu dziecka.
-Nie wiem. - westchnęłam.
~*~
-Marco wychodzimy z ojcem do La Ventana. - poinformowała mnie matka.
-Mamo?
-Hmm?
-Dlaczego Ludmiły już z nami nie ma? - zapytałem.
-Skarbie, mówiliśmy ci, że wtedy nie mieliśmy pieniędzy na wychowywanie dwójki dzieci. Ledwo starczyło nam na jedzenie, a co dopiero na wyżywienie i ubranie dzieci. Do tego dochodziły pieniądze na szkołę.
-Aha. - wróciłem do swojego pokoju. Wziąłem do ręki gitarę i zacząłem grać moją i Ludmiły piosenkę.
Friends till the end, never break, never bend
Friends understand, make you smile, hold your hand..
-Marco. - do pokoju weszła Ludmiła.
-Jak tu weszłaś?
-Twoja mama mnie wpuściła.
-Po co przyszłaś? - odłożyłem gitarę.
-Jestem twoją siostrą.
-Co?
-Jestem Ludmiła, ty jesteś Marco, mamy te same zdjęcia. - wyciągnęła fotografię i pokazała mi ją. Rzeczywiście była identyczna, jak moja.
-Ale jak?
-Marco, to ja. - kąciki moich ust drgnęły lekko w górę.
-Ludmi. - przygarnąłem ją do siebie.
-Marco. - szepnęła wtulając się we mnie bardziej.
_______
DUPA!
Wgl mi się nie podoba ;-;
Wgl nie wiem, czy tak może być, czy nie.
Taki żałosny mi wyszedł xdd
Przepraszam :> <3
Mam nadzieję, że ci się Julio spodoba ;3
Kocham♥♥
Ola.
Matko jaki zarąbisty OS <3
OdpowiedzUsuńKochammmmmmm
Ajjjajjaj
<3
Czekam na więcej Misiaku
:*
Twoja V.V
Świetny , cudowny :) Zapraszam do mnie :
OdpowiedzUsuńgiveyoumeheart.blogspot.com/?m=1 :)
Ależ oczywiście, że mi się podoba!
OdpowiedzUsuńPrzyznan szczerze, że myślałam o czymś innym, ale to co napisałaś jest świetne!
Podoba mi się to, że zrobiłaś z nich rodzeństwo, to takie urocze...
Dobra, już nie słodze, bo dostaniesz cukrzycy, i co w tedy?
Pozdrawiam i ściskam.
~Anonim Juleśka ❤
Świetny jest :) Oryginalny pomysł :)
OdpowiedzUsuńLL
Cudo nie dupa!!!! Boskie i wgl świetne! Podobało mi się ;)
OdpowiedzUsuń