sobota, 28 listopada 2015

04.

"Every night in my dreams
I see you, I feel you"
~Céline Dion || My Heart Will Go On

Perspektywa Federico:

Kątem oka spojrzałem na dziewczynę i dopiero teraz zauważyłem jej siniaka pod okiem i lekką szramę na szyi. Zatrzymałem samochód, a ona spojrzała na mnie zdziwiona. Wyszedłem z samochodu, obszedłem go dookoła i otworzyłem drzwi od strony pasażera.
-Wysiądź. - rozkazałem. Posłusznie odpięła pas i stanęła przede mną. -Kto ci to zrobił? - wskazałem na oko i dotknąłem lekko, jeszcze świeżej rany, a ona syknęła z bólu.
-Sama. - odpowiedziała cicho, a ja się zaśmiałem.
-Serio myślisz, że uwierzę, że sobie sama to zrobiłaś. - podniosłem jej podbródek.
-Tak. - odwróciła głowę. Podszedłem do niej bliżej i oplotłem ręce wokół jej talii.

Perspektywa Ludmiły:

Podszedł do mnie i otulił mnie swoimi rękoma w talii. Spojrzałam na niego zdziwiona.
-Powiedz kto ci to zrobił? - zapytał spokojnie. -Ktoś w szkole? - pokręciłam przecząco głową. -To w takim razie kto?
-Nie mogę powiedzieć. - szepnęłam ledwie słyszalnie.
-Powiedz, a więcej ci tego nie zrobi. - szepnął mi do ucha. Wypuściłam powietrze z płuc.
-Nie mogę. - chciałam zabrzmieć normalnie, ale głos w połowie mi się załamał.
-Powiedz. - podniósł mój podbródek, przez co musiałam spojrzeć mu w oczy.
-Nie. - szepnęłam. Nagle on wziął mnie na ręce i posadził na masce samochodu.
-Powiedz. - szepnął. Przygryzłam wargę i spojrzałam na niego.
-Ojciec i czasami brat. - szepnęłam ledwie słyszalnie.
-Rozpierdolę. - syknął. Ściągnął mnie szybko z maski i postawił na ziemi. -Wsiadaj. - powiedział i szybko poszedł zająć miejsce kierowcy. Żeby go bardziej nie wkurzyć szybko weszłam do samochodu i zapięłam pas.
-Co chcesz zrobić? - zapytałam, kiedy chłopak sprawnie wymijał samochody. Odwróciłam głowę w jego stronę. -Co chcesz zrobić? - ponagliłam pytanie, kiedy nie uzyskałam odpowiedzi. Odwróciłam głowę w stronę szyby i wsłuchiwałam się w dźwięk silnika.
Po około 15 minutach dojechaliśmy pod mój dom. Ze strachem w oczach spojrzałam na Federico, który wyszedł szybko z samochodu i pobiegł do mojego domu. Odpięłam w pośpiechu pas bezpieczeństwa i wybiegłam za chłopakiem.
-Federico! - krzyknęłam z nim, ale nim się obejrzałam drzwi wejściowe leżały na ziemi, a chłopak szarpał się z moim ojcem, który był pijany. -Federico, przestań. - podbiegłam do niego i odciągnęłam go od taty.
-Zostaw, ma dostać za swoje. - syknął.
-Federico. - szepnęłam. Podeszłam do niego bliżej i spojrzałam w oczy. -Proszę. - powiedziałam ledwo słyszalnie.
-Co do jasnej cholery się tu stało? - do domu wszedł Diego.
-Kto to? - zwrócił się do mnie brunet.
-To mój brat. - odpowiedziałam i od razu tego pożałowałam. Federico podszedł do niego i bez żadnych ogródek przywalił mu w twarz. Pisnęłam, kiedy usłyszałam dźwięk pękających kości. -Zostaw. - podeszłam do nich. Odciągnęłam chłopaka od krwawiącego brata.
-Nie zostaniesz tu. Przeprowadź się do jakiegoś motelu. - powiedział brunet i sprawnie wspiął się po schodach i zaczął szukać mojego pokoju.
-Nie mam pieniędzy na motel. - podeszłam do drzwi prowadzących do mojego 'królestwa' i czekałam aż chłopak stanie obok mnie.
-To zamieszkasz u mnie. - wszedł i podszedł do szafy. -Gdzie masz jakąś walizkę? - odwrócił się w moją stronę.
-Pod łóżkiem. - uklęknął obok łóżka i wyciągnął moją bladoróżową walizkę. Otworzył ją i zaczął wkładać wszystkie moje ciuchy do niej. Już miał otwierać komodę z bielizną, ale w odpowiednim momencie go powstrzymałam. -Nie wolno. - mruknęłam.
-Spokojnie. - zaśmiał się i przesunął mnie. Otworzył szufladę i wyciągnął moją bieliznę wpakowując ją do mniejszej walizki. -I co? Było tak strasznie? - podszedł do mnie z głupawym uśmieszkiem.
-Nie. - mruknęłam.
-No widzisz. Pakuj buty. - powiedział i usiadł na łóżku. Kucnęłam obok łóżka i sięgnęłam ręką po moje wszystkie buty. Czyli jakieś szpilki, trampki, klapki i sandały. Włożyłam je do jeszcze jednej torby i poszłam do łazienki. Wróciłam z moimi dwoma kosmetyczkami i najpotrzebniejszymi rzeczami. Położyłam to na łóżku i pakowałam po kolei do torby, w której była bielizna.
-Już. - wyprostowałam się.
-To weź te lżejsze torby. - rozkazał, a sam wziął walizkę i torbę z butami. Więc mi została torba z bielizną i kosmetykami. Ostatni raz spojrzałam na mój pokój. Zamknęłam drzwi i zbiegłam szybko ze schodów. Wybiegając z domu upadłabym, gdyby nie czyjeś ręce. Proszę niech to nie będzie Diego. Odwróciłam głowę i spotkałam się z czekoladowymi tęczówkami.
-Powoli, bo się jeszcze zabijesz. - zaśmiał się i postawił mnie nie własne nogi.
-Dzięki. - mruknęłam. Włożyłam torbę do bagażnika i po raz ostatni spojrzałam na dom.
-Wsiadasz? - spytał podchodząc do mnie.
-Tak. - wsiadłam do samochodu i zapięłam pasy. Po chwili byliśmy w drodze do 'mojego' nowego domu.


Perspektywa Federico:

Zaparkowałem samochód pod domem i spojrzałem na dziewczynę.
-Jesteśmy. - wyszedłem z samochodu i podszedłem do bagażnika. Wyjąłem walizkę i torbę i czekałem na dziewczynę aż zrobi to samo. Kiedy stała obok mnie otworzyłem drzwi i wpuściłem ją przodem. Uśmiechnąłem się widząc jej wyraz twarzy. -Coś nie tak? - zapytałem starając się nie zaśmiać.
-Nie, po prostu jak na chłopaka ładnie jest urządzony dom. - odpowiedziała.
-Dobra, chodź zaprowadzę cię do twojego pokoju. - wspiąłem się po schodach i otworzyłem trzecie drzwi na lewo. Położyłem walizki w kącie.
-Ładny. - uśmiechnęła się w moją stronę. Usiadła na łóżku i spojrzała na zdjęcie, które stało na etażerce. -Kto to? - zapytała.
-Mój wujek, zmarł trzy lata temu na zawał. - usiadłem obok niej.
-Przeprasza, ja..
-Nie wiedziałaś, spokojnie. - uśmiechnąłem się w jej stronę, odwzajemniła gest. -Masz tylko tatę?
-Miałam wcześniej mamę, ale zmarła na raka. - widziałem w jej oczach łzy, które za wszelką cenę chciała ukryć.
-Przepraszam. - nie wiem czemu, ale przygarnąłem ją do siebie i mocno przytuliłem.
-Nic się nie stało. - szepnęła i wtuliła się bardzie we mnie.
-Moja mama też zmarła na raka. - powiedziałem, kiedy się od siebie odsunęliśmy. -Jak miałem 3 lata, później opiekował się mną wujek z ciocią. Bo ojciec miał mnie w dupie, ciocia z resztą też. Najbliższy był mi wujek. - nie wiem czemu, ale przy niej czuję, że mogę się wygadać.
-Moja mama zmarła jak miałam 16 lat, więc dość niedawno.
-A wcześniej, jak ona żyła, to też cie tak traktowali?
-Tak, tylko robili to tak, żeby mama się nie spostrzegła. - odpowiedziała.
-Dlaczego nie pozwoliłaś mi ich zabić? - zapytałem, na co ona się uśmiechnęła.
-Po prostu, to nadal jest moja rodzina. Moja jedyna rodzina.
-Rozumiem. - uśmiechnąłem się. -Dobra, rozpakowuj się, a ja idę zamówić pizzę. Jaką chcesz?
-A ty jaką bierzesz?
-Margherita
-To ja też. - uśmiechnęła się.

----
Dzisiaj krótko ;c
Wgl, mam zakwasy na brzuchu XD Od śmiania się XD
No niestety, z moimi przyjaciółkami nie da się nie śmiać :'')

Dobra nie ważne. Mam nadzieję, że rozdział wam się podoba :3

Kocham♥♥
Ola.

sobota, 21 listopada 2015

03.

Dedykuję moim stałym czytelnikom♥
Dziękuję, że jesteście♥ Bez was ten blog by nie istniał♥♥ 

"W każdym detalu, akordzie i dźwięku, bez ciebie życie nie miałoby sensu"
~O.S.T.R || Pegaz

Perspektywa Federico:

Odjechałem z piskiem opon spod domu blondynki. Jadąc zadzwonił mój telefon. Wyciągnąłem go z kieszeni czarnej, skórzanej kurtki. 
-Co chcesz stary? - odezwałem się. 
-Weź przyjedź musimy parę spraw obmówić. - usłyszałem po drugiej stronie głos przyjaciela. 
-Dobra, już jadę. - rozłączyłem się i dodałem gazu.

~*~

Zaparkowałem pod magazynem, wokół którego był wielki las i kilka głazów. Zamknąłem samochód i skierowałem się w stronę wielkich, metalowych drzwi. Popchałem je przez co wydały charakterystyczny dźwięk skrzypnięcia.
-No nareszcie jesteś. - z pokoju wyszedł wysoki brunet.
-Korki były i policja mnie znowu złapała. - odpowiedziałem.
-Stary jeszcze trochę i cie kurwa wsadzą do pierdla.
-I ty w to wierzysz? Mogą jedynie mnie w dupę pocałować. - prychnąłem i usiadłem na fotelu kładąc nogi na stoliku.
-Może jest w tym ziarenko prawdy. - usiadł na drugim fotelu.
-Jakie ziarenko? Co ty? Kucharz jesteś? - zaśmiałem się.
-Nie, ale tak matka do mnie mówiła. - również się zaśmiał.
-Siema chłopaki. - do pomieszczenia wszedł jeszcze jeden koleś.
-Siema Brod. - podałem mu rękę.
-O czym chcieliście pogadać?
-Musimy jak najszybciej oddać hajsy Shapiemu, bo nas kurwa rozjebie.
-Spokojnie. Ile mamy mu oddać? - zapytałem
-13 kafli.
-Powiedzcie, że jutro mu przyniosę. - wstałem.
-Gdzie idziesz?
-Mam pewną sprawę do załatwienia. - odpowiedziałem i wyszedłem. Wsiadłem do samochodu i zapaliłem silnik.

Perspektywa Ludmiły:

Wstałam z łóżka i skierowałam się do łazienki. Po drodze wzięłam jeszcze piżamę. Weszłam do zielonego pomieszczenia i zakluczyłam drzwi. Rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Szybko umyłam ciało malinowym żelem, a włosy jabłkowym szamponem. Zakręciłam wodę i wyszłam z  kabiny. Sięgnęłam po zielony ręcznik i owinęłam go na włosach. Wzięłam drugi ręcznik i zaczęłam wycierać swoje ciało. Kiedy byłam już sucha założyłam zieloną piżamkę i zabrałam się za suszenie włosów. Po pół godzinie suszenia mogłam wyjść z łazienki. Otworzyłam drzwi, a trzymany w ręce telefon wypadł mi, a ja podskoczyłam.
-Mogę wiedzieć co ty tu robisz? - zapytałam kucając, aby podnieść rozwalony telefon.
-Siedzę. Nie widzisz? - zapytał.
-A możesz mi powiedzieć, dlaczego w moim pokoju? - zirytowałam się.
-Bo w moim domu jest pusto. - wzruszył ramionami.
-Super, a teraz wyjdź. - podeszłam do drzwi balkonowych, które wcześniej były zamknięte. -Jak je otworzyłeś? - zdziwiłam się.
-To nie było nic trudnego, zwłaszcza jak były tylko przymknięte.
-No nie ważne. Wyjdź. Nie chce żeby mój ojciec cie tu zobaczył.
-Ale mi tu wygodnie. - położył się na moim łóżku.
-No chyba cie coś boli. - podeszłam do niego.
-Skąd wiedziałaś? Trochę boli mnie noga. - westchnął.
-Wstań. - stanęłam nad nim.
-To mi pomóż. - wyciągnął rękę w moją stronę. Złapałam za nią, ale za cholerę nie mogłam go podnieść. Nagle on pociągnął mnie w swoją stronę tak, że upadłam na jego klatce. -No hej. - uśmiechnął się.
-No pa. - chciałam wstać, ale ten objął mnie rękami wokół talii. -Puść mnie. - powiedziałam kładąc ręce po obu stronach jego głowy.
-Wiesz, jak jakaś dziewczyna leży na mnie w takiej pozycji to ja to biorę za pozwolenie do działania. - zaśmiał się.
-Nie. - powiedziałam stanowczo i używając całych swoich sił udało mi się wyjść z jego objęć. -Wyjdź. - podeszłam do drzwi balkonowych.
-Dobra, ale widzimy się jutro. - podszedł do mnie i pocałował w policzek. Ja stałam tak jeszcze z kilka minut. Po chwili jednak się ogarnęłam i zamknęłam je szczelnie i jeszcze zasłoniłam je roletami. Bo kto wie, może będzie mnie podglądał.

~*~

Wstałam dzisiaj w dobrym humorze. Uśmiechnęłam się lekko. Ściągnęłam kołdrę z ciała i podeszłam szybkim krokiem do szafy. Wyciągnęłam z niej koszulkę w chmurki i granatowe rurki. Z komody wyciągnęłam bieliznę i skierowałam się do łazienki. W której zrobiłam delikatny makijaż, nie pomijając nierozłącznej czerwonej szminki. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Wyszłam z łazienki i w biegu chwyciłam torbę z książkami i telefon. Zbiegłam szybko ze schodów i wbiegłam do korytarza. Jak zwykle zjem na mieście. Założyłam czarne forsy i wyszłam z domu. Zatrzymałam się na połowie podwórka patrząc na auto, które stało przed nim. Powoli osunęła się boczna szyba.
-Wsiadaj podwiozę cie.
-Pojadę autobusem. - odpowiedziałam.
-Mała, nie po to czekam tu 20 minut, żeby teraz pojechać bez ciebie. - wysiadł.
-To po co po mnie przyjeżdżałeś? - zapytałam.
-Bo mi się nudzi. - podszedł do mnie.
-Słuchaj, ja nawet nie wiem jak ty masz na imię.
-A no tak. Nie przedstawiłem się. - zaśmiał się. -Jestem Federico. - wyciągnął w moją stronę rękę.
-Ludmiła. - odpowiedziałam i uścisnęłam ją.
-Wiem. - dotknął palcem wskazującym mojego nosa.
-Skąd? - zdziwiłam się.
-Twoja koleżanka do ciebie tak mówiła w autobusie i krzyczała do ciebie na przystanku. - odpowiedział, a ja wywróciłam oczami.
-No tak.
-Pamiętasz co ci mówiłem. - złapał za moje nadgarstki. -Na mnie kotek nie wywraca się oczami. - syknął zaciskając mocniej swoje palce na mojej skórze. Dlaczego on czasami jest delikatny i miły, a czasami wredny i arogancki?
-Przepraszam. - powiedziałam ledwo powstrzymując łzy.
-Grzeczna. - puści je, a ja odetchnęłam z ulgą. -Wsiadaj. - odwrócił się na pięcie i podszedł do samochodu, i otworzył mi drzwi.
-Już idę. - wsiadłam do czarnego Ferrari. -Wolę BMW. - mruknęłam.
-Co? - zapytał wsiadając do samochodu od strony kierowcy.
-Nic.
-Gadaj. - podniósł głos.
-Po prostu wolę BMW. - odpowiedziałam.
-A ja wolę to. Zapnij pasy. - rozkazał.
-Już. - zapięłam pas i oparłam głowę o szybę.

---------------
Okej jest trójeczka :))
Mam nadzieję, że rozdział Wam się podoba ;3

Kocham♥♥♥
Ola.

sobota, 14 listopada 2015

02.

"Baby, you're perfect.
Baby, you're perfect."
~One Direction || Perfect♥

Perspektywa Ludmiły:

-Nic ci nie jest? - jego głos wyrwał mnie z transu. 
-Nie, dzięki. - odpowiedziałam i wyszłam z autobusu. Skierowałam się w stronę miejsca pracy. Nienawidzę tam pracować, ale tylko tam mogę pracować po południu i nie przez całą noc. Popchałam drewniane drzwi od zaplecza i weszłam do środka. Swoje rzeczy zostawiłam w szafce. Zamykając ja na kluczyk, który wylądował w kieszeni spodni, skierowałam się do baru. 
-Hej Lu. 
-Hej Vi. - przywitałam się przyjaciółką buziakiem w policzek. 
-Co się stało? - spojrzała mi w oczy. 
-Nic. - uśmiechnęłam się słabo. 
-Znowu? Ludmiła musisz pójść na policje. Przecież to jest kazirodztwo, a do tego ojciec się nad tobą znęca. To nie jest normalna rodzina! - podniosła głos. 
-Vittoria, ja choćbym chciała to nie mogę tego zrobić. Ojciec pilnuje mnie albo oddaje mnie w "ręce" Diego. - zrobiłam palcami cudzysłów. 
-No już. - przytuliła mnie. -Przepraszam za to uniesienie, ale to naprawdę nie jest normalne. - szepnęła. 
-Dziewczyny koniec obściskiwania się! Do roboty. - podszedł do lady nasz szef. 
-A co zazdrosny jesteś Mike? - zaśmiała się Vittoria. Swoją drogą mogliby być świetną parą. 
-O kogo? O kogoś takiego jak Ferro? - zaśmiał się. Zgromiłam go wzorkiem i zaczęłam bić go ścierką, która leżała na blacie. 
-Nie żyjesz. - syknęłam. On zaczął uciekać, a ja biegłam za nim. Nagle się zatrzymał, a ja wpadłam na jego plecy. -Informuj, jak będziesz się zatrzymywać. - zaczęłam masować bolący nos. 
-To za mną nie biegaj tylko bierz się do pracy. 
-Pff, ty też mógłbyś nam pomóc. - prychnęła Vi. 
-Ale ja muszę ogarnąć barek. - wystawił jej język. 

~*~

-Wodę mineralną. - usłyszałam głos. Bez odrywania wzroku od gazety podałam mu wodę. -Może byś się wzięła do roboty, a nie tylko gazetki czytasz. - prychnął. Podniosłam głowę. No ludzie no! 
-Coś jeszcze podać? - zapytałam od niechcenia. 
-Nie. - odpowiedział, a raczej syknął. Przewróciłam oczami. Nagle on złapał mnie za nadgarstek. -Na mnie myszko nie przewraca się oczami. - zaczął go ściskać. 
-Możesz mnie puścić. - odpowiedziałam obojętnie udając, że mnie to nie boli. A tak naprawdę to miałam ochotę się rozpłakać. Nie dość, że boli mnie on od wczoraj, jak ojciec mnie szarpał, to jeszcze on. 
-Przeproś. - warknął ściskając mocniej. Już nie wytrzymałam i pisnęłam. 
-Puść mnie. 
-Nadal nie usłyszałem przepraszam. - złapał mnie za drugą rękę. 
-Nie będę przepraszam takiego idioty. - syknęłam. Teraz to umierałam. Nie czułam już palców, u obu rąk. -Przepraszam. - szepnęłam prawie niesłyszalnie. 
-Słucham? - pociągnął mnie w swoją stronę. 
-Przepraszam. - szepnęłam. 
-Grzeczna dziewczynka. - szepnął i pocałował mój policzek, puszczając ręce. Odszedł, a ja zsunęłam się w dół i zaczęłam rozmasowywać nadgarstki, które teraz były całe sine. 

~*~

Założyłam torebkę na ramię i wyszłam z baru. Wyciągnęłam telefon z kieszeni u sprawdziłam która godzina - 22:28. Wciągnęłam powietrze. Szłam wolno chodnikiem, kiedy nagle obok mnie zatrzymało się czarne Ferrari. Nie zwracając na to uwagi szłam dalej. Kiedy otworzył szybę i powiedział żebym weszła, ja wyciągnęłam słuchawki z torebki i włączyłam muzykę. Nagle poczułam ręce na biodrach. Wzdrygnęłam i szybko się odwróciłam. 
-Czego ty ode mnie chcesz? - zapytałam wypuszczając powietrze z płuc. 
-Chce cie podwieźć do domu, bo już jest późno. - odpowiedział wzruszając ramionami. 
-Nie dzięki. - odwróciłam się i zaczęłam iść. 
-To nie była prośba, tylko rozkaz. - powiedział i wziął mnie na ręce. 
-Puść mnie! - krzyczałam, ale i tak wylądowałam u niego w samochodzie. Swoją drogą, jak mnie tak niósł to ładnie pachniał. 
-Zapnij pasy. - wszedł do środka, od razu zamykając zamki w drzwiczkach. 
-Spokojnie, nie ucieknę. Bo pewnie i tak byś mnie znalazł. - prychnęłam zapinając pas. 
-Nie marudź okej? - odpalił silnik i ruszył. 
-W ogóle skąd wiesz gdzie mieszkam i gdzie pracuje? Śledzisz mnie? - zapytałam, a on wybuchnął śmiechem. 
-Ja wiem dużo więcej mała. - odwrócił głowę w moją stronę. I dopiero teraz zauważyłam, że jest niesamowicie przystojny. Pełne usta, które chciałabym poczuć na swoich, duże czekoladowe oczy. I ten uroczy uśmiech, który gościł się teraz na jego twarzy. -Coś nie tak? Bo patrzysz się na mnie jakbyś zobaczyła anioła. - zaśmiał się melodyjnie. 
-Nie, tak jakoś. - zażenowana odwróciłam głowę w stronę szyby. 

~*~ 

But if you like causing trouble up in hotel rooms,
And if you like having secret little rendezvous,
And if you like to do the things that you know we shouldn’t do,
Baby, I’m perfect, baby I’m perfect for you,
And if you like midnight driving with the windows down,
And if you like going places we can’t even pronounce,
And if you like to do whatever you’ve been dreaming about,
Baby you’re perfect, baby you’re perfect
So, let’s start right now. - nuciłam sobie pod nosem przeglądając różne konta społecznościowe na telefonie. 
-Ludmiła! - usłyszałam walenie w drzwi. Boże czego on chce? 
-Co chcesz tato? - zapytałam otwierając drzwi. Pomimo tego co mi robi, zawsze będzie moim tatą. 
-O jedną stówę za mało! - pokazał mi plik pieniędzy. 
-Ja też muszę coś mieć. - odpowiedziałam. 
-Słuchaj gówniaro. - wepchnął mnie wgłąb pokoju. -Ty to możesz mieć, ale gówno! - splunął na mnie i popchał na ścianę. Uderzyłam głową w szarą powierzchnie i zaczęłam zsuwać się w dół. -Wstawaj jak do ciebie mówię! - pociągnął mnie za włosy. -Dawaj tą stówę! 
-Nie mam. - odpowiedziałam prawie bezgłośnie. 
-To gdzie ją już straciłaś?! 
-Kupiłam ci prezent na urodziny. - odpowiedziałam. 
-No ciekawe co mi kupiłaś? Kubek z napisem najlepszy tatuś na świecie? - prychnął. 
-Nie. - odpowiedziałam. 
-To co szczylu? 
-Mogę wstać i ci go dać? 
-Rusz się. - wstałam i podeszłam do szafy, z której wyciągnęłam skrzynkę pełną po brzegi. 
-No nareszcie do czegoś się przydałaś. - pierwszy raz od 17 lat mnie pochwalił. Zabrał skrzyknę i wyszedł z pokoju. Ja natomiast rzuciłam się na łóżko i zaczęłam płakać. Dlaczego akurat ja? Dlaczego nie ktoś inny? 

------
Okej. 
Mi się podoba :D
Mam nadzieję, że Wam również :**

Kocham♥♥♥
Ola.

niedziela, 8 listopada 2015

01. || Małe wyjaśnienia.



"Chce do jednego miejsca na ziemi, gdzie problemy przestają mieć znaczenie"
~Kasia Wilk&Mezo || Sacrum


Perspektywa Ludmiły:

Obudził mnie mój budzik w telefonie. Sięgnęłam po urządzenie i wyłączyłam je. Przetarłam zaspane oczy i je otworzyłam. Pomrugałam parę razy, aby przyzwyczaić się do jasności. Ściągnęłam z siebie kołdrę, przez co przeszedł mnie zimny dreszcz. Na nogi włożyłam moje czarne, popsute kapcie. Podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej czarne rurki z dziurami na kolanach i szary, wyciągnięty sweter. Zabierając jeszcze z komody bieliznę, skierowałam się do łazienki. Zakluczyłam drzwi i zaczęłam ściągać moja fioletową piżamkę. Weszłam pod prysznic i obmyłam się szybko letnią wodą. Wyszłam i zaczęłam wycierać się zielonym ręcznikiem. Gdy byłam już sucha założyłam bieliznę i wcześniej przygotowane ciuchy. Podeszłam do lusterka i zaczęłam rozczesywać moje długie blond włosy. Uczesałam je w wysoką kitkę i zabrałam się za robienie makijażu. Zrobiłam kreski przy oczach i pomalowałam rzęsy, a do tego czerwona szminka. Gdy byłam już ubrana i umalowana wyszłam z łazienki. Z pokoju wzięłam jeszcze tylko torbę, w której miałam najpotrzebniejsze rzeczy i książki. Telefon wsadziłam do tylnej kieszeni spodni. Wyszłam po chichu z pokoju. Na palcach zeszłam ze schodów i od razu wbiegłam do korytarza. Założyłam szybko czarne forsy i wyszłam z domu. Szybko wyszłam z podwórka i skierowałam się na przystanek autobusowy, na którym stał jakiś nowy chłopak. 
-Ludmiła! - usłyszałam swoje imię. Odwróciłam się w tamtą stronę. 
-Nata! - przytuliłam przyjaciółkę. 
-Ubrałaś się jak na wiosnę. - prychnęła. 
-Przecież jest ciepło. - wywróciłam oczami. 
-No tak bo 9°C to jest naprawdę upał. - prychnęła. 
-Mi jest ciepło. - wystawiłam jej język. 
-Dobra chodź, autobus przyjechał. - wskazała na czerwono-pomarańczowy pojazd. Weszłyśmy, ale nasze stałe miejsce zostało zajęte przez tego nowego chłopaka. 
-Przepraszam, ale to jest nasze miejsce. - pierwsza odezwała się Natalia. 
-A jest gdzieś wygrawerowane, że są to wasze miejsca? 
-Nie, ale my tu zawsze siadamy. - odpowiedziała zirytowana. 
-Nata daj spokój. - szepnęłam. 
-Nie dam spokoju Ludmi. - rzekła. 
-Niech jedna tu siada, a druga gdzieś indziej. - odpowiedział. 
-Nie! My zawsze siadamy razem. 
-Natalia, postoimy. Trudno. - pociągnęłam przyjaciółkę. Ta wywróciła oczami i wypuściła powietrze z płuc. 

~*~

-No heeej. - usłyszałyśmy ten przesłodzony głosik. Odwróciłyśmy się w tamtą stronę. 
-Co chcesz Violu? - zapytałam równie przesłodzonym głosikiem i do tego zamrugałam parę razy rzęsami udając brunetkę. 
-Nic, nie mogę się przywitać z moimi koleżankami? 
-Nie. - odpowiedziałam stanowczo i ściągnęłam jej rękę ze swojego ramienia. 
-Pff, po co ja tracę na was czas. - prychnęła. 
-Po co tracisz czas przy robieniu makijażu? - zapytałam. -Przecież i tak nie wyładniejesz. Buźka. - powiedziałam. Odeszłyśmy od niej śmiejąc się w najlepsze. 
-Dobree! - przybiła mi piątkę. 
-A jej mina bezcenna. - zaśmiałyśmy się. 

~*~

-Cześć Naty. - pocałowałam czarnowłosą w policzek i skierowałam się powoli do domu. O ile mogę to nazwać domem. Po cichu weszłam do środka. 
-No nareszcie jesteś! - usłyszałam krzyk ojca z pokoju. No to mam przesrane. -Dawaj pieniądze. - podszedł do mnie. 
-Nie mam, dzisiaj dopiero będę miała wypłatę, a do pracy mam na 17. - odpowiedziałam cichutko. 
-Gówno mnie to obchodzi. - szarpnął mnie za rękę, a później popchał na ścianę. -Dawaj hajs dziwko! - krzyknął na cały dom. Łzy leciały mi po policzkach. Przez ten krzyk wyszedł nawet Diego z pokoju. Spojrzał na mnie i zaczął się po cichu śmiać. 
-Młody masz ją. Ale puść ją o 16:30, żeby zdążyła do pracy. - chłopak zszedł po schodach i podszedł do mnie. Pociągnął mnie za włosy, żebym wstała. 
-Chodź. -mruknął.

~*~

Wyszłam z jego pokoju cała we łzach. Zeszłam na dół, założyłam buty i wyszłam z domu. Z torebki wyciągnęłam chusteczki, którymi chwilę później wycierałam moje policzki. Całę szczęście, że mam wodoodporny tusz. Pociągnęłam nosem i skierowałam się na przystanek autobusowy. Na którym znowu był ten chłopak. Co on tu mieszka? Czy co? Przeszłam obok niego i podeszłam do rozkładu jazdy. Pociągnęłam nosem i wytarłam ciągle spływające łzy.
-Wszystko w porządku? - usłyszałam głos.
-Tak, tak. - odwróciłam się w stronę siwiejącej pani.
-Ale na pewno? - zapytała podchodząc bliżej.
-Tak, to po prostu alergia. - wymyśliłam coś na poczekaniu, a chłopak słysząc to parsknął śmiechem.
-A bierzesz jakieś leki?
-Tak, proszę się nie martwić. -odpowiedziałam.
-No dobrze. - i odeszła. Nareszcie przyjechał autobus. Usiadłam na swoim miejscu i czekałam aż ruszy. Wzdrygnęłam się, kiedy ktoś koło mnie usiadł. Przecież nikt oprócz Naty ze mną nie siada. Odwróciłam głowę w tamtą stronę.
-Czemu płakałaś? - zapytał.
-A po co ci to wiedzieć? - odwróciłam głowę w stronę okna.
-Po prostu się pytam mała. - odpowiedział mi. Prychnęłam i wstałam, aby wysiąść na dobrym przystanku. Gdy już stałam autobus niespodziewanie się zatrzymał, a ja poleciałabym na drzwi, gdyby nie czyjeś ręce. Odwróciłam głowę i spotkałam się z czekoladowymi tęczówkami.

----------
Ej! XD
Chyba coraz lepiej piszę albo mi się wydaje xd
Mi się osobiście rozdział podoba ;33
Oceniajcie :**

A teraz dokładniejsze wyjaśnienia :D
Nie ma tego opowiadania z istotami nadnaturalnymi, bo po prostu mój pomysł, moja wizja na to opowiadanie wyparowała. Ja jestem osobą, która ma 10000 myśli na minutę. Strasznie przepraszam, że go nie ma, ale nie chcę pisać czegoś, na co straciłam ochotę. Mam nadzieję, ze mnie nie zabijecie :** I mam nadzieję, że to opowiadanie przypadnie wam do gustu ;))

Kocham♥♥♥
Ola.

sobota, 7 listopada 2015

Prolog

-Mamo proszę, mogę? 
-Przestań dobra? Już mnie denerwujesz! - podniósł głos ojciec. 
-Mówiłam do mamy nie do ciebie! - blondynka również krzyknęła. 
-Nie podnoś na mnie głosu! - uderzył ją w policzek. Dziewczyna cała we łzach pobiegła do swojego pokoju. 

~*~

-Obiad! - usłyszała głos matki, wołającej z kuchni. Powoli otworzył drzwi i rozejrzała się po korytarzu. "Nie ma go, mogę iść" pomyślała. Wyszła już pewniej z pokoju, kiedy..
-Co tam młoda. - podszedł do niej starszy brat i złapał za pośladek. 
-Zostaw mnie. - odpowiedziała. 
-O jej, dzisiaj rodzice wychodzą. Do zobaczenia wieczorem . - szepnął jej do ucha. Obrzydzał ją. Są przecież rodziną. A on ją tak po prostu wykorzystuje. Powstrzymując łzy dosiadła się do stołu. 

~*~

-Pana żona niestety nie przeżyła. - usłyszały dzieci. Blondynka płakała, a jej starszy brat miał to gdzieś. Dla niego nawet lepiej, bo teraz normalnie będzie mógł wykorzystywać małą, biedną siostrzyczkę. A ojciec, będzie mógł ją bić i się na niej wyżywać. 

~*~

-Za co? Czemu mnie to spotkało? - zapytała siebie w myślach, a później zamknęła oczy i zasnęła.

-----------
Prolog taki inny :D 
Mam nadzieję, że Wam się podoba i jednak będziecie czytać opowiadanie :D
 I mam nadzieję, że mnie nie zabijecie, bo to jednak nie będzie o tych istotach nadnaturalnych XD 
Przepraszam ;c Próbowałam coś napisać, ale przez ten miesiąc mi wszystkie pomysły wyleciały ;((

Kocham♥♥
Ola. 

wtorek, 3 listopada 2015

Pół roku bloga! ♥ +One Shot na tą okazje :)

Jestem taka happy ^^
Jejku, to już pół roku :')
Nawet nie wiem kiedy to zleciało♥
Dziękuję Wam za ponad 23 tys. wyświetleń 
i za 763 komentarzy ♥
To są takie ogromne liczby♥
Zaczynając myślałam, że nikt nie będzie mnie czytał
i będę miała tylko może z 2 tys. wyświetleń i 20 komentarzy,
a tu taka niespodzianka♥
Naprawdę jestem Wam ogromnie wdzięczna♥
I napisałam na tą okazję (^^) one shot'a :)
Mam nadzieję, że wam się spodoba :D 
Nie przedłużając :


~*~

Obudziły ją promienie słońca przedzierające się przez zasłony do jej różowego pokoju. Który zresztą przypominał komnatę księżniczki. Różowe ściany, białe mebelki jakby z XVIII wiecznego obrazu wzięte, złote zasłony sięgające do samej podłogi i wielkie łoże z ogromną ilością poduszek, w kolorach jasnego różu i bieli. 
 Przetarła lekko zaspane, piwne oczy i rozejrzała się po pokoju. Na stoliku pod oknem leżała koperta. Ciekawa zawartości wstała pędem i podbiegła do białego mebla. Wzięła do ręki list i usiadła na różowym fotelu. Powoli otworzyła kopertę i wyjęła schowaną w niej kartkę. Powoli sunęła pięknymi oczami po czarnych literkach. 


Została panienka zaproszona na coroczny bal maskowy.
Odbędzie się on w sali balowej u Państwa Verdas, 
dnia 22 listopada o godzinie 17:00.
Swoje przybycie prosimy potwierdzić przysyłając nam list.
Z uszanowaniem,
Państwo Verdas wraz z synem Leonem.


Zaśmiała się czytając ostatnie zdanie
-Biedny Leon. - powiedziała szeptem. Odłożyła list na stolik i podeszła do etażerki stojącej obok łoża. Wzięła z niego telefon i wybrała numer przyjaciela. 
-Sorry mała, ale nie mogę teraz odebrać. - usłyszała głos przyjaciela. 
-Leon.. - nie dokończyła, bo zorientowała się, że była to automatyczna sekretarka. -No co za głupek. - westchnęła. Rzuciła urządzenie na łóżko, a sama poszła do garderoby. Co by tu ubrać? - pomyślała. 
-Lu! Lu! - usłyszała krzyki dochodzące z pokoju. Chciała już wychodzić, ale do pomieszczenia weszła niska brunetka o oliwkowej karnacji. -Lu! - powiedziała zdyszana i podbiegła do blondynki. 
-Co się stało Vils? 
-Też dostałaś list od Verdasów? - zapytała rozbawiona. 
-Tak. - zaśmiała się. -Jakby nie mogli powiedzieć Leonowi żeby nam przekazał albo jakby nie mogli maila wysłać. - dodała. 
-No wiesz, oni są za bardzo oficjalni. 
-Z resztą nasi rodzice też tacy są. 
-Dobra nie gadajmy o tym. Co dziś ubierasz? - zapytała brunetka. 
-No właśnie nie wiem. - westchnęła. 
-Pomogę ci. - zakomunikowała Argentynka i pędem ruszyła w głąb garderoby. -Może to? - po chwili wyszła z różowym kombinezonem, z długimi nogawkami. 
-Niee. - odpowiedziała. 

 -A to? - zapytała pokazując już siódmy strój. Blondynka pokręciła przecząco głową, zrezygnowana brunetka wróciła między wieszaki. 
-Już wiem w co się ubiorę. - powiedziała i podeszła do jednego z tysiąca wieszaków. Wybrała kremową sukienkę sięgającą do połowy ud z rozkloszowanym dołem, który owijała delikatna koronka, a góra  była cała w diamencikach. 
-I ty w to chcesz się ubrać? Teraz? - zapytała podnosząc lewą brew ku górze. 
-Nie, to jest strój na bal. - uśmiechnęła się. -A w co się ubiorę to jeszcze się zastanawiam. - westchnęła, a brunetka walnęła się z otwartej ręki w czoło. 
-To ty myśl, a ja idę coś zjeść. 
-Dobra. - odpowiedziała i zagłębiła się w dalszych częściach garderoby. 
 W końcu zdecydowała, że ubierze błękitną bluzkę i białe jeansy, a buty to będą superstar'y. Zadowolona wyszła z pomieszczenia i skierowała się do łazienki. Ściągnęła liliową piżamkę, założyła bieliznę i przygotowane wcześniej ciuchy. Zabrała się za robienie makijażu, czyli kreski przy oczach, musnęła lekko rzęsy maskarą, przypudrowała na różowo policzki i usta pomalowała czerwoną szminką. Swoje długie blond włosy uczesała w niedbałego koka. Zabierając swoją piżamkę wyszła z łazienki. Podeszła do łóżka i położyła na nim fioletowy materiał, a zabrała z niego swojego złoto-różowego IPhone'a. Wyszła ze swojego pokoju u zbiegła po kręconych schodach. 
-Dzień dobry. - przywitała się z rodzicami, którzy siedzieli w salonie popijając kawę i czytając gazety. 
-Witaj Ludmiło. Jak się spało córeczko? - uśmiechnęła się do niej kobieta przed czterdziestką. 
-Wyśmienicie. - odwzajemniła gest. 
-To dobrze, idź coś zjeść. - dodał ojciec. Dziewczyna nic nie mówiąc skierowała się do kuchni, w której krzątała się ich gosposia - Olga. Przemiła kobieta przed sześćdziesiątką
-Dzięń dobry Olguś. - pocałowała ją w policzek. 
-Dzień dobry aniołku. - odpowiedziała uśmiechnięta. -Tutaj masz swoje ulubione naleśniki ze szpinakiem. 
-Dziękuję. - uśmiechnęła się i zabrała za jedzenia śniadania. -Gdzie poszła Vilu? - zapytała pomiędzy kolejnymi gryzami. 
-Powiedziała, że ma dzisiaj zajęcia z jeździectwa. - odpowiedziała jej czarnowłosa
-Jak zjem to pójdę pooglądać. - napiła się wody, którą w międzyczasie postawiła Olga. 

 Podeszła do ogrodzenia i przyglądała się poczynaniom młodszej siostry. Bawiło ją to, że nie potrafiła wejść nawet na konia, a jak jej się to udało to siadła tył na przód. 
-Nie śmiej się! - krzyknęła młoda Ferro, która zauważyła siostrę. 
-Jak mam się nie śmi, kiedy to jest takie zabawne? - zaśmiała się głośniej. 
-Z czego tak się śmiejesz? - podszedł do niej Verdas i Pasquarelli. 
-Patrz na nią i spróbuj się nie zaśmiać. - wskazała na brunetkę, która na widok Leona spadła z konia. -Vils nic ci nie jest. - Ludmiła od razu przeskoczyła przez ogrodzenie i podbiegła do siostry, to samo zrobili chłopacy
-Nie, tylko dupa mnie boli. - stęknęła. 
-No nie dziwię ci się. - zaśmiał się Pasquarelli. 
-Nie śmiej się z niej. - oburzyła się blondynka. 
-Sama się przed chwilą z niej śmiałaś. 
-Ale ja mogę, jestem jej siostrą. 
-A ja przyjacielem. 
-Dość! - zachichotała Violetta. -Wy się tak słodko kłócicie. - dodała, przez co została obdarowana zirytowanym spojrzeniem siostry. 
-Wcale nie. - odpowiedziała blondynka. 
-Ja tam uważam, że V. ma racje. - dodał Leon. 
-A ciebie nikt nie prosił o zdanie! - powiedzieli w tym samym czasie Włoch i Argentynka. Młodsza Ferro zaczęła się śmiać, a Verdas podniósł ręce w geście obronnym i dołączył do V. 
-Dobra ogar. - powiedziała. -Violu patrz jak się wsiada na konia. - dodała i podeszła do Rosie, białego konia. Jedna noga tu, druga przygotwana do skoku i odbiła się od ziemi po czym zasiadła na siodle. 
-Brawo. - zaczął klaskać. Specjalnie lubił denerwować tak blondynkę. 
-Zamknij się Fede. - syknęła. 

*22 listopada, 16:49*

Jeszcze raz przejrzała się w lustrze i musiała przyznać, że wygląda naprawdę ślicznie. Złote loki opadające kaskadą na jej ramiona, kremowa sukienka, czarne, lakierowane szpilki i delikatny makijaż z czerwoną szminką. 
-Chodź Lu. Nie musisz się tak stroić. - podeszła do niej brunetka. Miała na sobie fioletową sukienkę do kolan, dół był z tiulu, a góra była przeplatana koronką. Włosy miała z jednej strony spięte, a z drugiej opadały jej na ramię, makijaż miała lekki z różowymi ustami. 
-Ślicznie wyglądasz. - skomplementowała młodszą siostrę. 
-Ty też wyglądasz cudownie. - przytuliła ją delikatnie. 

 Bal trwa już od czterech godzin. Ludmiła tańczy cały czas z jakimś chłopakiem. Wydaje się być bardzo miły, cały czas ją komplementuje i przytula. Najgorsze jest to, że nie chce ściągnąć maski. 
-No proszę. Chcę zobaczyć twoją twarz. - powiedziała smutna blondynka. 
-Nic z tego. Nie mogę ci powiedzieć. - odpowiedział. 
-Wiesz, ja już chyba pójdę. - odpowiedziała zrezygnowana i wyrwała się z jego objęć. Szybko wyszła z sali i udała się na dwór. Zadzwoniła po szofera i pojechała do domu. 

*24 listopada*

-Vils, naprawdę mi się z nim świetnie tańczyło, ale nie chciał pokazać twarzy, ani powiedzieć jak się nazywa. Podał tylko swoje inicjały, które za dużo mi nie mówią. - przytuliła różową poduszkę siostry. 
-A jakie to inicjały? - zapytała i pogłaskała blondynkę po plecach. 
-F.P. - westchnęła. Brunetka ledwo powstrzymywała wybuch śmiechu. 
-Naprawdę się nie domyślasz? - zapytała. Dziewczyna pokręciła przecząco głową. -Posłuchaj głosu serca, ono zawsze ci pomoże. - uśmiechnęła się. 
-Ale jak ma mi pomóc skoro, ja go nie znam? 
-Znasz, znasz. Nawet bardzo dobrze. 
-Co? Skąd wiesz? 
-Nie ważne. A teraz sorka Lu, ale muszę się uczyć. 
-Dobra, pa. - powiedziała wstając z łóżka młodszej siostry. Wyszła z pokoju i skierowała się do swojego różowego królestwa. 

 -Dzień dobry. - uśmiechnęła się do kobiety. 
-Cześć Lu. Wchodź. Leon jest u siebie. - uśmiechnęła się do niej przyjaźnie. Blondynka szybko przeszła do pokoju Verdasa. Już miała otwierać drzwi, kiedy zobaczyła, że są lekko uchylone, a przez nie widać Vils, Federico i Leona. A mówiła, że musi się uczyć. - pomyślała wściekła. Usłyszała też swoje imię. 
-Fede musisz powiedzieć to Ludmile. Ona przez to zwariowała. - usłyszała rozbawiony głos siostry. 
-Nie mogę jej tego powiedzieć. 
-Ale one dzisiaj cały ranek leżała u mnie w pokoju i żaliła się, że nie chciałeś pokazać twarzy albo zdradzić imienia. I ona naprawdę nie domyśla się, że F.P. to twoje inicjały. - usłyszała. Powoli zaczęła łączyć fakty. 
 "Przytliła się do jego torsu zamykając oczy i rozkoszując się jego pięknym zapachem"   
 "Chociaż nie widziała jego twarzy, to przez otworzy na oczy mogła zobaczyć jego piękne czekoladowe tęczówki"
 "Kiedy usłyszała ten jego melodyjny śmiech to aż nogi się pod nią ugięły"
 Czekoladowe tęczówki ma przecież Federico, ten cudowny zapach, melodyjny śmiech. I jeszcze to F.P. Federico Pasquarelli Federico Pasquarelli. Dlaczego wcześniej na to nie wpadła? Przecież to było takie oczywiste. Odważnie popchnęła drzwi i weszła do pokoju. Nagle ich rozmowy ucichły i wszystkie, trzy pary oczu spojrzały na nią. 
-Hej Lu. - pierwszy odezwał się Leon. Blondynka nadal się nie ruszała. Wpatrywała się gniewnie to w Pasquarelliego to w młodą Ferro. 
-Lu coś się stało? - zapytała Violetta. 
-Już nie udawajcie. Od samego początku wiedziałaś, że to Federico, a mimo to robiłaś ze mnie idiotkę i teraz się jeszcze ze mnie śmiałaś. - powiedziała. Nigdy nie spodziewała się czegoś takiego po siostrze. Violetta zawsze mówiła prawdę. 
-Lu to nie tak. - podeszła do niej brunetka. Bała się, ze przez to, że ją okłamała i nie wyznała prawdy znienawidzi ją. A ona była jej najlepszą przyjaciółką, oprócz siostry była właśnie jej najlepszą przyjaciółką. 
Nie ważne. - powiedziała i wyszła. Wybiegła z domu Verdasów, nie zwracając uwagi na pytania Pani Mony. 
 Nagle poczuła na nadgarstku lekki ucisk. Odwróciła głowę w tamtą stronę i spotkała się z czekoladowymi tęczówkami. 
-Ludmiła to nie tak. Daj mi to wyjaśnić. - powiedział błagalnie. Bał się, że ją teraz straci. 
-Co tu wyjaśniać Fede? Zażartowaliście sobie ze mnie. - odpowiedziała łamiącym się głosem. On bez chwili zawahania przygarnął ją do siebie i mocno przytulił. 
-To nie tak. To nie był żaden żart. To co wtedy mówiłem na balu było najszczerszą prawdą. - szepnął jej we włosy. 
-Co? - odsunęła się od niego i spojrzała na jego twarz, która aktualnie znajdowała się bardzo blisko jej twarzy. 
-Zakochałem się w tobie Lu. - odpowiedział bez żadnych ogródek. 
-Fede.. ja.. ja.. - jąkała się, bo naprawdę nie spodziewała się takiego wyznania z jego strony. Myślała, że ma ją tylko za zwykłą przyjaciółkę. 
-Wiem, nie czujesz tego samego. - odpowiedział smutny. 
-A skąd możesz to wiedzieć? - zapytała uśmiechając się lekko. 
-Czyli że? - nagle jakby odżył. 
-Kocham cię Fede. - odpowiedziała. On nic więcej nie powiedział tylko pocałował namiętnie jej krwistoczerwone usta. Tak bardzo chciał poczuć ich smak od bardzo dawna. 

 -Leon ona mi nie wybaczy. - załkała brunetka. 
-Spokojnie Violu. Fede jej wszystko wyjaśni. - przytulił ją mocno. Nienawidził jak ona płakała. -Proszę nie płacz, bo mnie to boli. 
-Czemu? - podniosła głowę żeby spojrzeć mu w oczy. 
-Bo nienawidzę kiedy cierpisz. - odpowiedział. 
-A czemu? - uśmiechnęła się lekko.
-Bo nienawidzę, jak miłość mojego życia płacze. - powiedział. 
-Jestem miłością twojego życia? - uśmiechnęła się szeroko. 
-Tak od bardzo... - nie mógł dokończyć, ponieważ Violetta złączyła ich usta w pocałunku.

-----
To jest chyba najdłuższy one shot jaki kiedykolwiek pisałam :D
No ale wytrzymać ze mną pół roku jest nierealne, ale Wy dałyście radę, więc one shot musi być długi :))
I tak się zastanawiam czy będzie wam się chciało to czytać XD
Wgl pisałam go przez 4h ;-; I moje ręce odpadają :c
I jeszcze głowa mnie boli, ale musiałam go napisać. 
A tak wgl, to pół roku minęło w październiku xd Ale ćśś :D
No to tyle :)
Jeszcze raz Wam dziękuję♥

Kocham♥♥♥
Ola. 
CZYTASZ+KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ