Perspektywa Ludmiły:
I znowu to samo. Nieprzespana noc. Płacz. Ból głowy od ciągłego płakania. Nienawidzę tego. Ale odkąd Luke jest w trasie, ja w ciąży, to niestety muszę znosić to wszystko co noc. Przez co w dzień wyglądam jak zombie. Naprawdę.Niby wszystko okej. Piszemy, gadamy ze sobą, ale to już nie jest to samo co wcześniej. Ostatni raz rozmawialiśmy dwa tygodnie temu. Chciałabym żeby był obok mnie. Żebym za każdym razem, kiedy obudzę się w nocy, miała do kogo się przytulić. I nie budzę się przez koszmar, nie krzyczę. Po prostu śni mi się moja przyszłość, przyszłość z Luke'm. A to boli, bo nawet nie wiadomo czy się jeszcze kiedykolwiek spotkamy.
Dochodzi do tego wszystkiego Federico, który od tygodnia nie daje mi spokoju. Cały czas dzwoni albo przychodzi i puka w drzwi. Nie rozumiem o co mu chodzi. Przecież nie było go prawie rok. Z resztą co go obchodzi to, że jestem w ciąży? Moje życie, a on już do niego nie należy. Nigdy nie należał.
Obudziłam się o trzeciej dwadzieścia siedem. I siedziałam, a raczej leżałam wgapiona w sufit przez bite cztery godziny. O siódmej zadzwonił budzik. Który swoja drogą nie wiem po co nadal mam włączony, jak i tak do szkoły nie chodzę.
Wyłączyłam ciągle dzwoniące urządzenie i powolnymi ruchami podniosłam się z łóżka. Pierwsze co zrobiłam to podeszłam do okna i odsłoniłam okna, które swoja drogą były zasłonięte przez chyba tydzień. Boże, ale ja stałam się leniwa. Wyjrzałam przez szybę i uśmiechnęłam się widząc małe dzieci biegające w parku, po drugiej stronie ulicy. Delikatnie zaczęłam gładzić już dość sporo zaokrąglony brzuszek. Jeszcze tylko kilka miesięcy i na świat przyjdzie albo chłopczyk, albo dziewczynka.
Podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej czarną, luźną bluzkę i legginsy z białymi paskami po bokach. Wzięłam jeszcze bieliznę i skierowałam się do łazienki. Tam zrobiłam wszystkie czynności; rozczesałam włosy, umyłam zęby, ubrałam się.
Właśnie miałam zamiar wchodzić do kuchni, kiedy moją uwagę przykuły uchylone drzwi na podwórko. Przecież pamiętam, że wszystko zamykałam. A do tego Natka jeszcze sprawdzała, bo uznała, że od niedawana jestem bardzo nieogarnięta. No niestety, ale tu muszę jej przyznać rację.
Zawróciłam i podeszłam do szklanych drzwi. Zamknęłam je i odwróciłam się. Pisnęłam kiedy poczułam, że na kogoś wpadam.
-Ludmiła uspokój się. - usłyszałam głos chłopaka.
-Do cholery jasnej co ty tutaj robisz? - krzyknęłam patrząc gniewnie w stronę bruneta.
Złapałam go za nadgarstek i zaczęłam ciągnąć go w stronę wyjścia z domu.
-Puść mnie. - próbował się wyrwać.
-Nie. - powiedziałam stanowczo. -W ogóle jakim prawem wszedłeś do tego domu? - stanęłam przed drzwiami.
-Chciałem z tobą pogadać.
-Mam to w dupie. - wypchnęłam go. -Mogę pójść na policję i powiedzieć, że wkradłeś mi się do mieszkania.
-Nie pójdziesz. - powiedział pewny swoich słów.
-A żebyś się nie zdziwił. - trzasnęłam mu drewnem przed twarzą i zamykając je na wszystkie spusty wypuściłam powietrze.
Weszłam do pomieszczenia i pierwsze co zrobiłam to podeszłam do lodówki. Byłam cholernie głodna, a to że muszę jeść teraz za dwóch wcale nie pomaga.
Wyciągnęłam serek puszysty, pomidory, ogórka i kilka liści sałaty. Z chlebaka wyciągnęłam bagietkę i położyłam obok składników. Pokroiłam ją i zaczęłam smarować serkiem. Na to położyłam sałatę, pokrojonego pomidora i ogórka. Przez ten czas kiedy robiłam sobie jeść wstawiłam wodę na herbatę. Kiedy usłyszałam charakterystyczny dźwięk oznajmujący gotową wodę, zalałam kubek i wrzuciłam do niego saszetkę z herbatą i dodałam kilka kropel cytryny.
Z przepysznie wyglądającym śniadaniem poszłam do salonu i zaczęłam konsumować oglądając, już kolejny raz, Mean Girls.
~*~
Obudziło mnie pukanie do drzwi. Wygląda na to, że podczas oglądania musiałam zasnąć. Wytarłam policzek, który był cały ośliniony. Wstałam z kanapy i skierowałam się do drzwi. Spojrzałam jeszcze na zegar wiszący obok drzwi. Wskazywał dwunastą pięćdziesiąt. Trochę pospałam. Stanęłam lekko na palcach, aby sprawdzić kto raczył mnie odwiedzić. Upewniając się, że to nie Federico otworzyłam drzwi.
-Dzień dobry. - powiedział listonosz.
-Dobry. - mruknęłam.
-Proszę tutaj podpisać. - wskazał na podłużną kreskę, gdzie chwilę później znajdował się mój autograf. -Do widzenia.
Mruknęłam coś w odpowiedzi i zamknęłam drzwi. Skierowałam się z paczką do kuchni. Z szuflady wyciągnęłam nóż i zaczęłam otwierać pudełko, uważając oczywiście, bo nie wiedziałam co znajduje się w środku.
Aż zaniemówiłam. Otworzyłam list i zaczęłam przesuwać powoli wzrokiem po literkach.
Lu,
Przepraszam, że przez tyle czasu ze sobą nie rozmawialiśmy, ale nie miałem czasu.
Przysięgam.
Piszę ten list w samolocie.
Przez całe dnie mamy próby, a jak nie próby to siedzimy z 1D i rozmawiamy o trasie.
No nic.
Mam nadzieję, że przyjmiesz bilety i razem z Natalią albo Vittorią przyjedziecie na nasz koncert do Meksyku.
Jeżeli boisz się o transport, to nie martw się.
Załatwię ci bilety i w tę stronę, i w stronę powrotną.
Nie wiem czemu to piszę, przecież mogłem napisać ci to na Messengerze albo gdziekolwiek indziej. Ale tak jest bardziej romantycznie :D
Naprawdę chciałbym Cię zobaczyć, przytulić i zobaczyć jak rozwija się nasze dziecko.
Jeżeli zdecydujesz się przyjść na koncert to napisz mi, zadzwoń - cokolwiek.
Będę czekać ♥
Twój Luke.
Wytarłam łzę spływającą po moim bladym policzku. On jest taki kochany. Od razu pobiegłam do salonu po telefon. Najpierw wybrałam numer Natalii.
-Co jest Lu? - usłyszałam jej aksamitny głos.
-Przychodź. Do. Mnie. Natychmiast. - powiedziałam robiąc przerwy pomiędzy wyrazami.
-Boże, Ludmiła co się dzieje? - zapytała przejęta.
-Po prostu przyjdź! - krzyknęłam i się rozłączyłam.
----------------
Hi, hey, hello!
Przepraszam, że taki krótki, ale starałam się napisać bardziej opisowy.
A takie wychodzą mi teraz beznadziejnie, bo na wtt piszę ff które składa się wyłącznie z wiadomości, to nie musze wysilać się z opisem.
Tutaj jest niestety trudniej :c
Mam nadzieję, że Wam się podoba :)
Życzę Wesołych Świąt Wielkiej Nocy.
Dużo jajek, mokrego Dyngusa i wielkiego zająca.
Moje życzenia są takie oryginalne :')
ily xx